niedziela, 3 marca 2013

Marcowy przerzut ...

   Tytuł dzisiejszego bloga może troszkę dziwny i dla nie wtajemniczonych, mógłby kojarzyć się z przerzutem broni lub narkotyków, ale spieszę z wyjaśnieniem, że nie taki przerzut mam na myśli. Ja miałem na myśli przerzut mojej "kochanej" Valkusi z Lęborka do Gdyni i to nie na żadnej lawecie tylko na kołach. Dość długo się do tego zbierałem a ostatnie dni z przełomu lutego i marca skupione były na oglądaniu w internecie stron z pogodą na najbliższe dni. Tak to już u mnie jest z tą moją pasją - człowiek siedzi i przebiera nogami na każdy widok słońca za oknem. Można by to wyczekiwanie na ciepłe dni przyrównać do dzieci, które cały grudzień dzień po dniu odliczają czas do nadejścia Wigilii i Świętego Mikołaja. Tyle tylko, że one dobrze wiedzą, że ten dzień nadejdzie 24 grudnia a z pogodą i wyczekiwaniem na ciepłe dni to już różnie jest. Bywały przecież takie lata, kiedy nawet na 1 maja (sławetne pochody ludzi pracy) potrafił spaść śnieg.
W ostatnie dni lutego, po sprawdzeniu pogody na weekend stwierdziłem, że dniem kiedy dokonamy przerzutu będzie sobota 02.03.2013 roku. Nie było już odwrotu i jedyne co mogło by mnie powstrzymać od tej decyzji to byłby padający śnieg i śliski asfalt. Reszta anomalii pogodowych była bez znaczenia i nawet gdyby żaby z nieba spadały to, i tak bym po nią pojechał. Noc z piątku na sobotę - koszmarna !!!. Myślałem, że nigdy się nie skończy. Dlatego też pobudka w sobotni poranek o 6.45 była tym czego potrzebowałem. Dobrze wiem, że po przebudzeniu i widoku ślicznej pogody za oknem i tak bym nie zasnął.
Plan był taki, że wyjeżdżamy z Gdyni około 10.00, więc trzeba było niestety poczekać cierpliwie jeszcze kilka godzin. Łatwo się to pewnie mówi komuś kto by tą cierpliwość miał, bo ja chyba nie koniecznie. Minuty upływały a ja miałem wrażenie jakby zegarki się ze mną droczyły i ciągłe powtarzanie w myślach: "czemu ten czas tak wolno płynie ? ". Wreszcie jednak nadejszła ta upragniona godzina "0" i razem z Madzią zapakowaliśmy się do "Waldemara". Były na początku obawy - zaraz po uruchomieniu - czy "Waldek" nie zechce nam robić psikusów i nie odmówi współpracy. Dość szybko się jednak okazało, że "Waldek" to fajny "gość" i jak tylko się napił świeżego oleju to mu przeszło i zaczął cichutko, miarowo pracować. Przy okazji wymiany oleju okazało się, że kobiety nie koniecznie dostrzegają dwie strony karteczki na, której było zapisane jaki olej należy wlać :-D. To jednak tak na marginesie. Pozostało nam tylko obrać kierunek na Lębork i w drogę ... . Podczas jazdy okazało się po raz kolejny jaki ze mnie niecierpliwy gość i cieszę się, że  Madzia to wytrzymała. Jak to stwierdziła za nim jeszcze opuściliśmy Gdynię ... "jeszcze chwila i zawiozę Cię na najbliższy dworzec i pojedziesz kolejką SKM a ja przyjadę po Ciebie na dworzec w Lęborku !!!". Siedziałem, więc już cicho nie pouczając kierowcy jak powinien jechać, bo przecież sam tego nie lubię.
Radość ogromna, kiedy pojawiła się wreszcie tablica z napisem "LĘBORK". Po drodze odwiedzimy tylko sklep motocyklowy i śmigamy do garażu. W sklepie nie było nic godnego uwagi, bo to w końcu u nas jeszcze nie sezon, więc długo nam tam nie zeszło. Docieramy pod garaż, otwieram wrota i serce zaczyna mi szybciej bić. Przestawiam samochód taty, bo jakoś go tak postawił, że nie wyjadę, zdejmuję pokrowiec, którym była przykryta, przerzucam nogę przez siedzenie i ustawiam ją do pionu. Teraz już tylko wypchnąć z garażu, ale to nie problem, bo przecież tyle razy to robiłem, że to tylko formalność. I tu się pojawił ZONK !, bo moje "kochanie" ani drgnie. Pierwsza myśl: "hamulce trzymają po zimie albo jest na biegu ? ". Wariant z biegami szybko odrzuciłem, bo przecież ostatnio ją odpalałem a na biegu bym tego nie zrobił - pozostawały, więc hamulce. Rozważałem też wątek, że może po zimie to ja z sił opadłem i nie mam energii by uchnąć 360 kilo. Pozostało mi tylko poprosić Magdę o pomoc. Razem wspólnymi siłami i z oczami na wierzchu udało nam się ją wypchnąć poza garaż. Wszystko pozamykane, siadam i pozostało już tylko cieszyć się jazdą. Pomyślałem, że hamulce nawet jak jeszcze trzymają to po kilkuset metrach puszczą i będzie super. Wyjazd na asfalt, przejechane pierwsze skrzyżowanie i wjazd w drogę osiedlową. Valkusia nie bardzo chce ciągnąć do przodu co mnie martwi i nagle klakson z Magdy samochodu, która jechała za mną, więc staję i pytam: "co ... ?". W odpowiedzi słyszę: "masz kapcia z tyłu". Orzesz Ty myślę sobie - jeszcze dobrze się nie zaczęło a już zaraz się skończy. Pierwsza myśl - jedziemy pomalutku do znajomego mechanika samochodowego, który jest niedaleko i uzupełnimy powietrze w kole. Jeśli po chwili zejdzie to zostawimy motor u niego a jeśli nie to ... W DROGĘ :-). Koło napompowane, trochę się nagadaliśmy o motorach, paralotniach i takich tam, powietrze nie zeszło, więc można ruszać. Tym razem już sam wycofałem motor do tyłu.
To uczucie, kiedy znów możesz usiąść i po zimie, poczuć wiatr we włosach oraz promienie słońca na twarzy podczas jazdy - BEZCENNE !!!. Kierunek - Gdynia, choć wiedziałem, że zaraz za Lęborkiem zatrzymamy się na stacji BP, bo mi się uczucia skropliły. Drugi powód dla jakiego się zatrzymaliśmy to ...
    
... a jakże by inaczej - pamiątkowe zdjęcie z wyjazdu musi być. Jak się później okazało nie jedyne.
Krótki postój, papierosek wypalony, więc dalej w drogę ...
Z każdym przejechanym kilometrem banan na twarzy coraz większy, radość wewnętrzna nie do opisania. Asfalt suchy, wiatru za dużego nie ma, więc można sobie śmigać koło 100 km/h - szybciej nie chciałem, bo Madzi "Waldemar" mógłby nie dać rady ;-). Mijamy kolejne miejscowości na trasie i ... z jednej strony radość, że jest się coraz bliżej domu a z drugiej ... no cóż z drugiej smutek, bo przecież wtedy coś się skończy. Szybko sobie jednak wytłumaczyłem, że na dłuższe wyjazdy przyjdzie czas jak się zrobi naprawdę ciepło. Jakby nie było to dziś termometry więcej jak 3-4 stopnie to nie pokazywały. Wjeżdżamy do Wejherowa i tu kolejna myśl żeby zjechać na stacje BP co też czynimy. Zaraz po zatrzymaniu na stacji pytanie Madzi: "co się stało ?". Odpowiadam, więc z radością w głosie: "nic - postój na obowiązkową kawkę, bo inaczej wyjazd nie zaliczony :-D". Podczas picia kawki Madzia pokazuje mi zdjęcia jakie robiła podczas gdy jechaliśmy. Zawsze wiedziałem, że jest nie przewidywalna i tym razem też to potwierdza. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie sprawiła mi tymi zdjęciami ogromnej radości, choć były robione od tyłu. Kawka dopita, papierosek spalony, więc ruszamy dalej. Teraz już droga dwu pasmowa, więc będzie się lepiej jechać. Jak się w trakcie okazało droga dwu pasmowa może służyć nie tylko do łatwiejszego wyprzedzania, ale również to robienia zdjęć podczas jazdy. Poniżej moje ulubione, które wcale nie było łatwo uchwycić, bo przecież oboje byliśmy w ruchu i do tego w dwóch osobnych pojazdach ...
Po drodze było więcej fajnych ujęć i nawet Madzia filmik nagrała.

Nastała jednak ta chwila ... otwarcie bramy, podjazd na podwórko, stopka i silnik znów cichnie. Radość w człowieku jednak nie cichnie i da się to zauważyć.

TO NIE JEST KONIEC CZEGOŚ !!! ... TO POCZĄTEK NOWEGO SEZONU MOTOCYKLOWEGO !!!.

Oby był udany i obfity w fajne wyprawy, ale przede wszystkim aby był bezpieczny - czego życzę sobie i innym uczestnikom dwóch kółek. Tyle powrotów ile wyjazdów ... lewa w górę i do usłyszenia na trasie !!!            

1 komentarz:

  1. Zapowiada się intensywny sezon. A pasja w oczach mówi sama za siebie. Jestem przekonana, że Madzia pokocha Twoją "kochankę" szybko i na stałe. Wielu udanych wycieczek w nieznane;)
    Ps. Ciesz się, że Madzia tylko zdjęcia robiła. Pamiętam powrót z Sopotu do Olsztyna kiedy to kierowcy poznali inną Madzię;)

    OdpowiedzUsuń