czwartek, 21 lutego 2013

Czerwcowy wyjazd

   Co prawda za oknem ciągle zima, ale to nic. Już na pewno lada moment przyjdą ciepłe dni i będzie można się oddać swojej pasji. Znów pojawi się ten błysk w oku i uśmiech od ucha do ucha. Znów zacznie rządzić kolor czarny w moim stroju i to nie bynajmniej z uwagi na żałobę. "Żałobę" to mam każdej zimy, kiedy odstawiam "kochankę" na dłuższy czas. Zima to jednak fajny czas żeby posnuć plany i zaplanować choćby jeden wyjątkowy sezonowy wyjazd. Tak jest i tej zimy.
Sam pomysł takiego wyjazdu rodził się w mojej głowie od samego początku mojego motocyklizmu, lecz pewnie sam bym się nigdy na niego nie wybrał. Jednym z powodów była by bariera językowa. Niestety poza językiem polskim to pozostałe są mi obce, choć jak się napiję i klusek sobie do ust nawkładam to pewnie i po chińsku bym potrafił a angielski wtedy to biegle. Pisząc biegle nie mam na myśli biegania do ubikacji. Cóż ... rzadko piję jednak, więc bariera pozostaje. Zacznijmy jednak całą tytułową opowieść tego posta od początku jej istnienia ...

... Był bodajże koniec października 2012r, kiedy to powróciliśmy po weekendowym pobycie w domach z powrotem do pracy w Jeleniej Górze. Wiedziałem, że będzie ciężko, bo podczas pobytu na północy telefony z informacjami dzwoniły co chwila. To jednak co zastaliśmy po przybyciu na miejsce po prostu odebrało mi chęci do pracy - wszystko zalane przez rzekę i tak naprawdę nie wiem co jest na jej dnie. Wszechobecne zimno i silny nurt rzeki powodował, że nie było szans by to sprawdzić i tak na dobrą sprawę pierwsza myśl jaka mi przeleciała przez głowę to: "co ja tu robię !!! - pakujmy się i jedźmy stąd". Natura pokazała swoje pazurki i to dość długie. Nam pozostawało tylko czekać, aż woda opadnie.
Krótko rzecz ujmując - poranek tego dnia był po prostu do d... aż do momentu, kiedy zadzwonił mój serdeczny motocyklowy przyjaciel Jurek. Lubię go i to bardzo, więc sam jego głos w słuchawce był czymś co spowodowało u mnie uśmiech na twarzy. To co miał mi do przekazania wywołało jednak już zupełnie inną minę - banan na twarzy był po prostu przeogromny i jakby takie w sklepach sprzedawali to nie trzeba by było całego pęku kupować a starczyłby jeden. Tak mniej więcej wyglądała nasza rozmowa, choć bardziej był to na początku monolog Jurka:
JUREK: wiesz znajomi jadą większą paczką na początku czerwca na motorach do Portugalii (w mojej głowie już się zapala lampka :-) ). Tak sobie pomyślałem, że nie musimy z nimi jechać, bo takie podróże większą paczką to mi nie leżą, ale czy miałbyś ochotę wybrać się na wspólną wyprawę we dwoje do Francji. Wiesz Lazurowe Wybrzeże, dziewczyny (tu śmiech), posterunek w Saint Tropez i alpejskie drogi - wyjazd na dziewięć dni ???
Pierwsza moja myśl ? - po co on w ogóle pyta skoro i tak zna odpowiedź, więc mu odpowiedziałem jak mnie dopuścił do głosu
JA: przyjacielu sympatyczny nawet nie pytaj tylko powiedz, kiedy żebym mógł sobie urlop zaplanować.
Dalsza rozmowa to już było tylko podniecenie i entuzjazm w naszych głosach. Ciężko to nawet opisać, ale tak to już jest jak się spotka dwóch wariatów z takim podejściem do swojej pasji.
Wieczorem po pracy siedząc przy komputerze nic innego mnie nie interesowało jak planowanie trasy, czytanie opinii innych motocyklistów, którzy byli na podobnych wyprawach. Tak się zeszło do późnej nocy, ale i tak mimo, że się położyłem to nie mogłem zasnąć. Myśl o spełnieniu kolejnego swojego małego marzenia była silniejsza. Pozostawało tylko czekać i odliczać dni, tygodnie, miesiące do tego wyjazdu - tak mi się bynajmniej zdawało.
Po jakimś czasie i zasięgnięciu głębiej języka doszliśmy oboje do wniosku, że Francja odpada, bo nie interesuje nas poruszanie się po autostradach. Podczas jednej z rozmów telefonicznych stwierdziliśmy jednogłośnie, że najbardziej to szkoda tego Lazurowego Wybrzeża i tych dziewczyn (tu znowu gromki śmiech), ale przecież w Chorwacji i Włoszech też będziemy nad wodą, więc chyba nie będzie tak źle. Podsumowując wszelkie przemyślenia stanęło mniej więcej na takiej trasie jak zamieszczam poniżej. Piszę mniej więcej, bo nigdy nie wiadomo jak daleko uda nam się zajechać i czy gdzieś nie zagościmy na dłużej. Nie ważne jednak dokąd zajedziemy - najważniejsze, że to będzie pierwszy taki długi wyjazd na motorze i z kimś kto postrzega motocyklizm podobnie jak ja - JAKO PASJE I SPOSÓB NA ŻYCIE !!!.
Jaki przebieg miała ta wyprawa na pewno będzie można przeczytać na moim blogu a na razie pozostaje żyć marzeniem i wyczekiwać poprawy pogody na tą taką wiosenną.
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz