wtorek, 8 stycznia 2013

Tytułowa "kochanka" - kim jest naprawdę ?

   Witam bardzo serdecznie wszystkich czytających mojego bloga w nowym 2013 roku. Jaki będzie ten rok ? - tego nie wiadomo, bo to przecież my sami tworzymy przyszłość. Życie pisze nam swój scenariusz a mi pozostaje się tylko do niego dostosować. Tak też było w kwietniu 2012 roku. Przyszedł ten dzień, kiedy zrozumiałem, że czegoś mi w życiu brakuje i to jest najlepszy czas na spełnienie jednego ze swoich odwiecznych marzeń. Tu rozpoczyna się cała opowieść a po przeczytaniu zrozumiecie kim jest tytułowa "postać" z nazwy mojego bloga.


... Pewnego wiosennego i wczesnego poranka jadąc do pracy zauważyłem pana instruktora nauki jazdy na placu manewrowym i poczułem, że dziś jest ten dzień, kiedy powinienem zrobić ten pierwszy krok. To coś tak jak z miłością, kiedy czujemy ogromne uczucie do drugiej osoby, ale brak odwagi żeby zrobić ten pierwszy krok. Na szczęście znalazłem tyle odwagi aby podjechać do pana i porozmawiać o szczegółach. Po południu byłem już na pierwszych zajęciach teoretycznych - zresztą były to moje pierwsze i ostatnie zajęcia z teorii. Przecież jeżdżę samochodem od 19 lat, więc teorię znam. Tak mi się bynajmniej zdawało do póki nie zacząłem rozwiązywać testów. Wyniki w stylu od 7 do 10 błędów na 18 pytań szybko mi uświadomiły, że raczej dużo pracy przede mną. Dzień po dniu mozolnie rozwiązywałem teściki, aż znów doszedłem do perfekcji, więc tej części przestałem się obawiać. Największą radość pierwszego dnia teorii sprawiły mi jednak słowa pana instruktora: "Piotrek w czwartek pierwsza jazda". Jakiż ja byłem podekscytowany a uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Nie wiedzieć czemu te dni się tak dłużyły a ten czwartek nie przychodził. Moje napięcie przed tym dniem narastało, aż osiągnęło swoje maksimum i dobrze, że był już czwartek po pracy, bo bym pewnie zwariował. Jakiż ja byłem podniecony, kiedy szedłem z domu  na plac manewrowy. Miałem do niego raptem z 800 metrów i pewnie gdyby nie przechodnie to szedłbym w podskokach radości. Wreszcie nadszedł ten moment, kiedy usiadłem na prawdziwym motorze. Do tej pory to jedyny pseudo motor na jakim siedziałem to była motorynka kolegi z podstawówki a teraz ... . Poczułem się jak prawdziwy harleyowiec, który zaraz ma wyruszyć w daleką wyprawę a nie jak gość, który przyszedł na swoją pierwszą lekcje. Dziś jak sobie przypomnę ten motocykl - całe 125 cm3 - to się tylko uśmiecham pod nosem, ale wtedy to było naprawdę coś wyjątkowego. Jeszcze raz później się tak czułem, ale o tym później.Spędziłem tego dnia całe dwie godziny na motorze jeżdżąc w kółko a banan na mojej twarzy towarzyszył mi jeszcze przez wiele dni, no i ta tęsknota, kiedy znów będzie kolejna jazda. Przecież każda wyjeżdżona godzina przybliżała mnie do egzaminu i wytęsknionego kawałka plastiku uprawniającego mnie do tego żeby jeździć na motorze. Kolejne jazdy na mieście i placu manewrowym już na większych motorach wywoływały czasem mieszane uczucia. Był nawet motyw, kiedy to jadąc po placu manewrowym  zaliczyłem wywrotkę, choć bardziej to wyglądało jakbym zeskakiwał z przewracającego się byka. Nadszedł jednak wreszcie ten dzień, kiedy pojechałem pierwszy raz na egzamin. Tak, nie przesłyszeliście się, pierwszy raz na egzamin, bo niestety nie udało się mimo iż pani egzaminator była bardzo sympatyczna. W gwoli ścisłości to spotykaliśmy się z panią jeszcze dwukrotnie i wreszcie za trzecim razem mi się udało. Myślę, że pani miała mnie już dosyć. Teraz już tylko pozostawało czekać dwa tygodnie żeby odebrać kawałek plastiku z wydziału komunikacji i ... . No własnie i co ? Przecież na byku jeździł nie będę, więc zaczęło się poszukiwanie tej pierwszej i wyśnionej "kochanki" a nie było to łatwe. Budżet ograniczony i do tego sam nie wiedziałem jakiej marki, jaki model. Ilość zdjęć jaką przejrzałem w necie i opisów na różnych forach po prostu mnie już dobijała, bo ciągle nie mogłem się zdecydować jaka ma być. Minęły dwa tygodnie - plastik odebrany - a rozmowa z bardziej doświadczonym kolegą pomogła mi się zdecydować. Wybór padł na ... YAMAHĘ DRAGSTAR 650. Wydawało mi się, że teraz to już z górki pójdzie, ale się pomyliłem, bo pozostawało jeszcze wiele kwestii do rozstrzygnięcia - choćby kolor. Przecież ta pierwsza nie mogła wyglądać obojętnie. Ręce już opadały od szukania, bo w każdej którą oglądałem coś mi się nie podobało. Miałem tego wieczora już wychodzić z neta, ale postanowiłem jeszcze raz wejść na allegro i ... wtedy pojawiła się ona. "Kochanka" z moich snów, ta jedyna, taka którą pamięta się zawsze - nawet gdy jej już nie ma. Pamiętam tą wyprawę po nią do Włocławka w Boże Ciało, ale o tym innym razem. Teraz już wiecie kim jest moja tytułowa "kochanka" ? ...            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz